Namaluj sobie kosmos!

Dziś będzie kosmicznie! Absolutnie nie z tego świata. Nie dość, że nie będzie o muzyce, to jeszcze się ubrudzę (i to solidnie, naprawdę solidnie!). Wiem, wiem, też macie na to ochotę, więc… zróbmy sobie KOSMOS! I to dosłownie. Zapraszam do mojego kosmodromu.

Po co mi ten kosmos? 

Jeśli ktoś z Was zadaje sobie takie pytanie, to… chyba nie czytał jeszcze mojej książki “Wychowanie przez sztukę”. Pomijając już ten najbardziej oczywisty z oczywistych faktów, czyli: kosmos jest super, to heloł – kto by się nie chciał budzić i patrzeć na gwiazdy (nawet, gdy za oknem południe i pieje kogut)? Ja bym chciała. Moi chłopcy też chcieli, więc mają – zrobiłam im kosmos w pokoju.

Czego potrzebujecie, by mieć własny kosmos?

Ściana to podstawa. Najlepiej w duecie z sufitem, wiadomo. Bez tego ani rusz. A gdy już macie powierzchnię, na której za parę godzin otworzycie własny kosmiczny portal, to zostają Wam tylko:

  1. Farby (u mnie: 3 odcienie błękitu i czarny – good home z Castoramy)
  2. Pędzle: 2 szersze do malowania ściany, 1 wąski do rozrzucania gwiazd 
  3. Wałek (noooo, powiem Wam, że jednak się przydał, chociaż używałam głównie pędzli)

I już. O folii zabezpieczającej, drabinie i innych takich nie mówię, bo to standardy.

Co musicie wiedzieć

Czy przy tym się chlapie? O taaaaaak, chlapie się cholernie. 

Czy warto? Bardzo, BARDZO warto.

Czy Twój kosmos będzie taki sam jak mój? Nie. I to jest piękne! 

Koniec zachęcania, nadszedł czas oglądania. Tutaj macie film, a pod nim – kilka zdjęć z mojego Insta, na których zdradzam dodatkowo, co zrobić, by w Waszym kosmosie zaświecił księżyc.

Niech stanie się księżyc

To nie tak, że ciągle mi mało, ale jeśli mam kosmos i mogę mieć księżyc, to sami wiecie – nie ma takiej siły, która mnie powstrzyma. Wyszło chyba fajnie, nie?

Mnie się podoba, więc wrzucę jeszcze jedno fotko:

I na koniec jeszcze inna perspektywa:

Mam nadzieję, że Wam również kosmicznie się podobało. To co, zrobicie sobie własny kosmos? 🙂