Jak zacząć wychowanie przez sztukę z maluchem – praktyczne wskazówki

O tym dlaczego w ogóle zacząć wychowywanie przez sztukę, oraz bardzo rozlegle o tym jak to dokładnie zrobić napisałam właśnie całą książkę (można zobaczyć tutaj), a ten wpis ma tylko lekko Was zainspirować.

Mamy w domu maluszka, 10 miesięcy, półtora roku – te klimaty. Wiemy już jak ogromną wartość wnosi obcowanie ze sztuką i przymierzamy się do tematu wprowadzenia jej elementów do naszego życia. 

Od czego zacząć? Jak to sobie zorganizować? 

Dziś o tym.

Praktycznie. 

W szczególności jednak skupiam się na aktywnym tworzeniu. 

O wprowadzeniu do odbierania sztuki innym razem. 

Rodzic jest najważniejszy

Tak. Właśnie rodzic. Bo jak on się zniechęci, to już pozamiatane. Dlatego proponuję tu podejście wymagające jak najmniej przygotowań, sprzątania i kosztów. Pewnie, że można by kreatywniej, z większym rozmachem czy coś. Ale względny komfort rodzica w tym wszystkim to rzecz najważniejsza, bo dziecko będzie lubiło to, co będzie wprawiało Was oboje (i rodzica i dziecko) w dobry nastrój, większe znaczenia ma tu więc dobra atmosfera jaką budujecie niż sam efekt końcowy. Rola rodzica nie sprowadza się do przygotowania farb i posprzątania stołu lub kupienia instrumentów. Jeśli chcesz by dziecko czytało książki – czytaj książki. Jeśli chcesz by dziecko tworzyło i rozwijało kreatywność – twórz i rozwijaj się z nim. 

Brak oczekiwań

Nie chcemy by dziecko było Mozartem lub Van Goghiem. W ogóle nic namacalnego nie chcemy osiągnąć. Nie mamy na celu wyprodukowania dzieła, opanowania techniki malarskiej ani zrobienia domowej wystawy prac. Skupiamy się w całości na procesie, doświadczaniu, byciu razem.

Aktywne tworzenie zamiast biernej percepcji

O tym w sumie jest cały ten blog, ale i tu warto podreślić bo to jest ten element, który w przestrzeni plastycznej przychodzi naturalniej, no bo albo obraz oglądam, albo biorę farby i maluję. Ale jeśli nie wezmę farb i na oglądaniu poprzestaję, to się potem nie dziwię, że nie umiem malować, no bo i jak skoro pędzla w rękach nie miałam. Mówiąc „nie umiem malować” mamy na myśli – nie trenowałam. A w muzyce jakoś tak nam się wydaje, że możemy słuchać, słuchać, słuchać, a potem otworzyć paszczę i zaśpiewać. No a jak nie zaśpiewamy dobrze to znaczy, że się nie nadajemy po prostu. Mówiąc „nie umiem śpiewać” – mamy na myśli – ja talentu nie otrzymałam. Ciekawe prawda?

Co warto mieć

Warto podkreślam – a nie „należy”

Od strony muzycznej
  • Kilka dziecięcych instrumentów (na blogu znajdziecie wiele wpisów na ten temat)
  • Książeczki do śpiewania 
  • Różnorodna muzyka, która zachęca do współwykonywania – podśpiewywania, tańca, grania na czym popadnie (w sklepie pomelody znajdziecie wszystko, co potrzeba w tym temacie) 
  • Łatwy w obsłudze odtwarzacz muzyki
  • Instrument rodzica – czyli w pierwszej kolejności oczywiście głos i ciało, ale jeśli dodatkowo gra na czymś no to wiadomo niechaj to robi codzienni przy dziecku i dla dziecka. A jeśli nie to polecam ukulele, nauczenie się kilku chwytów i granie niezliczonej ilości piosenek na tych kilku akordach opartych. Nauczyć może się każdy. Naprawdę. I tu odsyłam do „jutubów” bo specjalistką od zakupu dobrego ukulele nie jestem.

Następnie sprawa sprowadza się do śpiewania, grania, tańczenia nawet gdy nie robi tego dziecko (bo jest za małe, albo wcale nie miało na to właśnie ochoty) lub dołączania do dziecka gdy ono pierwsze wyciągnie instrumenty, książeczki do śpiewania czy zacznie bujać się w rytm muzyki. 

O tym jakie muzyczne aktywności fajnie jest wprowadzić w domu pisałam tu (link poniżej), a jeśli ktoś chciałaby w tym zakresie doszkolić się naprawdę fachowo to polecam mój kurs on-line.

Rytuały muzykowania, które warto stosować w domu lub w pracy z dziećmi

Od strony plastycznej
  • Farby do malowania palcami – w większej butelce – 3 kolory podstawowe: niebieski, czerwony, żółty + biały i czarny
  • Farby w pisakach/farby w sztyfcie (Biedronka)
  • Farby akwarelowe
  • Pędzel z gałką
  • Pędzel gąbkowy – taki do stempelkowania
  • Mały wałek do malowania 
  • Duże arkusze(!) papieru

Ewentualnie

  • Tablica kredowa + kreda lub biała magnetyczna + mazaki suchościeralne
  • Barwniki spożywcze – bo wtedy jadalne farby można zrobić samemu

To są rzeczy od których wygodnie jest rozpocząć. Nie uwzględniłam w nich kredek, pomponów, ciastoliny, stempelków, naklejek i całej gamy innych plastycznych rekwizytów jako, że po pierwsze uważam, są one bardziej skomplikowane w użyciu, a po drugie skupiam się tutaj na takim „podstawowym malowaniu”, które ma w dziecku wyrobić nawyk samodzielnego sięgania po farby samemu. Tak samo w przypadku instrumentów. 

„Kreatywność wymaga odwagi” stwierdził Henri Mattisse. A ja bym chyba dopowiedziała: kreatywność dziecka wymaga odwagi jego rodzica 😉

Uchwycić moment

Skoro o samodzielnym sięganiu mowa. Uważam, że warto od samego początku umożliwić dzieciom dostęp do powyższych materiałów. I nie mam wcale na myśli ich wszystkich. Ja zorganizowałam się w ten sposób, że na wysokości dzieci dostępne jest jedno pudełko z farbami, pędzlami i wałkami, a także plik kartek oraz drugie pudełko z małymi instrumentami. Kiedy dzieci wyciągają takie pudełko z instrumentami to albo nie robię nic – tylko obserwuję, albo po chwili przysiadam się i dołączam do gry. Tak samo w przypadku malowania. Gdy dziecko sięga po te podstawowe rzeczy to sadzam je przy stole i szybko organizuję w okół niego przestrzeń wystawiając pozostałe przybory które trzymam wysoko.

Stanowisko do malowania 

Jakoś nigdy nie miałam z malowaniem po ścianach czy innych niż kartka miejscach problemu. Oczywiście pojedyncze wypadki się zdarzały, ale nie był to jakiś przewlekły problem. Może przez to, że z każdym dzieckiem zaczynałam bardzo wcześnie, a może takie egzemplarze mi się trafiły. A może po prostu mam wielką tolerancję na kolorowy brud 😉 W każdym razie jeśli zaczynacie późno czyli np. z półtorarocznym czy dwuletnim dzieckiem lub gdy Wasz mały artysta zupełnie nie rozumie czemu miałby ograniczać się do kartki to pozostaje łazienka. Kartka powieszona na ścianie prysznica w przypadku dzieci stojących, a w przypadku siedzących wanna. Po prostu. 

W moim przypadku sprawdziły się jednak również takie opcje:

  • malowanie na podłodze – raczej dla rodziców o mocnych nerwach, bo jak wielka nie byłaby kartka, maluch w końcu z niej zejdzie. Ale jeśli o tak nadchodzi czas kąpieli to czemu, by nie rozebrać malca, a potem przetransportować prosto do wanny
  • malowanie przy stole – w przypadku dziecka siedzącego, ale nie chodzącego jeszcze najlepiej sprawdzało mi się sadzanie go przy stole w krzesełku do karmienia. Fizycznie nie ma ono wtedy możliwości pomalować ścian. Umożliwia to też rodzicowi wygodne towarzyszenie maluchowi. Ja osobiście rozkładam na stole wielki arkusz papieru, przyklejam go do stoły taśmą i po prostu się brudzimy. Plastikowe krzesełko wkładam potem do wanny i spłukuję.
  • Malowanie na stojąco – w przypadku dzieci już chodzących najlepszą z mojego doświadczenie możliwą przestrzenią jest powierzchnia pionowa do której przymocować można arkusz oraz mały stoliczek z farbami. Jeśli nie ma możliwości zrobić tego na zewnątrz (płot! To jest to!) lub na balkonie (tam też z reguły bardzo szybko myje się podłogę) to można spróbować zorganizować taki kącik w domu. Nie sprawdziła się u nas tablica z Ikei – jest za wysoka dla malucha, ale dobrze działa arkusz papieru powieszony na drzwiach  (a drugi przyklejony do podłogi pod nim) lub po prostu malowanie przy oknie balkonowym. Szybę szybko się myje 😉

Trzeba liczyć się z tym, że swobodny dostęp do farb oznacza, że którego dnia po „chwili nieuwagi” wejdziemy po pokoju i naszym oczom ukaże się żywy obraz 😉 dlatego wyjściem z sytuacji jest też tablica zamontowana nisko na ścianie. Może to być zarówno taka suchościeralna jak i kredowa. Chodzi o to by dziecko mogło samo z niej skorzystać, a my możemy wtedy wychwycić ten moment gdy się tym interesuje i zaproponować mu więcej możliwości.