Chwalić czy nie chwalić?

Uważam, że skrajności nie są dobre. Dlatego nie stoję ani po tej stronie, gdzie dziecięca twórczość ma być podporządkowana gustom rodzica, ani tam, gdzie z obawy przed zzewnątrzsterownością nie chwali się prac dzieci wcale. Gdy patrzę na dzieła moich synów, w większości po prostu jestem dumna – dają mi niekłamaną przyjemność estetyczną. Jak spotykam dzieło, które mi się podoba, to chwalę jego twórcę. Naturalne, co nie?

Kaganiec poprawności

Tzw. poprawność wychowawcza, w imię której niektórzy komentują wyłącznie ilość pracy, jaką dziecko włożyło, wydaje mi się skrajnością i ograniczeniem. To jawny kaganiec. Heloł, przecież taka postawa odbiera wolność spontanicznych reakcji (wowów, achów, westchnień!) i prawdziwego przeżywania sztuki. Nie o takie #wychowanieprzezsztukę walczymy, serio.

A jak nie wiecie, o jakie walczymy, to… Fotka z moją książką poniżej, a link tutaj (lokowanie produktu zakończone 😉 ).

Jak więc widzę „złoty środek”? Dla mnie to mądre, szczere i i pełne entuzjazmu pochwały. Nie suche: „O, użyłeś niebieskiej kredki” czy „Wygląda na to, że bardzo się starałeś”, ale też nie nic nie wnoszące warsztatowo: „Bardzo ładny rysunek”.

Zawsze jest coś, co można docenić. No bo jak się na ten przykład nie zachwycić, gdy dziecko, patrząc na rodzica:

…idzie w jego ślady?

Jak chwalić w praktyce?

Gdy dziecko przybiega do nas ze swoją pracą, kluczowy wydaje mi się mój entuzjazm oraz okazane zainteresowanie. Zazwyczaj wtedy maluch sam zaczyna wtedy opowiadać o swoim dziele, a ja go słucham i zwracam uwagę na szczegóły. Używam wtedy wypowiedzi:

  • Piękny efekt! czy ten element namalowałeś pastelami?
  • Jakie świetne połączenie kolorów!
  • Czy widziałeś, gdzieś taki pojazd czy jest on z Twojej wyobraźni?
  • Wspaniałe są te małe plamki – bardzo precyzyjna robota!

Staram się nie opisywać i nie dopytywać, co jest na rysunku. Zresztą, sam autor pracy często nie czuje potrzeby analizowania – to było malowanie, jest efekt, ta-dam! Nie ma konieczności klasyfikacji i oceny dzieła.

A gdy dziecko pyta wprost?

Czasem dzieci pytają wprost: „Podoba Ci się?”. Opowiadam wtedy: „Bardzo!” i szczerze wskazuję na to, co warto docenić (np. detal, wysiłek czy moje subiektywne odczucia). Brzmię wówczas np. tak:

  • Szalenie podobają mi się te kolory!
  • To połączenie było bardzo czasochłonne, ale wyszło świetnie!
  • Bardzo sprytnie namalowałeś to tło!
  • Ta uśmiechnięta postać wprawia mnie w dobry nastrój!

Pokazuję tym sposobem moje podejście do odbioru sztuki i świata w ogóle. Będąc np. w muzeum, kontempluję to, co podoba mi się w danym obrazie czy obiekcie i tak samo robię z pracą dziecka.

Ingerować czy nie?

Czy ingeruję w prace moich dzieci? Powiem Wam wprost: zdarza mi się. Zwłaszcza, jeśli dziecko wdraża mnie w swoją koncepcję. Dlatego mówię np. „Jeśli chcesz nieco ożywić ten obraz, możesz użyć jakiegoś ciepłego koloru, np. czerwonego”. Zawsze jednak na koniec odbijam piłeczkę: „A Tobie się podoba?”. Pamiętam, że przecież mówiłam o swoich odczuciach i swoich upodobaniach, a niczego nie mam zamiaru wymuszać. Nie o tym jest przecież tworzenie. Nie chodzi o moją radość, ale przede wszystkim – o radość dziecka. O, taką właśnie jak ta! 🙂

PS. Jak już docenicie i pochwalicie dzieła sztuki swoich dzieci, to… zajrzyjcie do mojego wcześniejszego wpisu i dowiedzcie się, dlaczego je wyrzucam. 😉